Alicja Fidowicz
ZNÓW JESTEŚMY RAZEM
Słońce oświetlało drewnianą werandę. Wokół unosił się zapach lip i brzęczenie pszczół.
– Jesteście! – zawołałam.
Przyszli wszyscy. Nasi przyjaciele. Wiktor, Nikola, Tatiana, Eugenia i jej mąż, Anna. W ich oczach było widać zmęczenie wymieszane z radością.
Usiedliśmy przy stole nakrytym ceratą w czerwoną kratę. Przygotowaliśmy kolumbijską kawę i herbatę z mięty po marokańsku. Tatiana wyniosła z piekarnika pieczone pierogi po lwowsku, a Wiktor zamówił pizzę. Gdy dostawca ją przyniósł, zobaczyliśmy Eugenię z wielkim brownie na talerzu.
– No, to teraz mamy międzynarodowy stół! – Roześmiała się.
– I bardzo dobrze! – odpowiedziałam.
Mąż Eugenii otworzył butelkę rumuńskiego wina i rozlał je do kieliszków. Wstaliśmy, żeby wznieść toast.
– Niech żyją pokój i przyjaźń! – powiedziałam, a potem stuknęliśmy się brzegami kieliszków, powtarzając „Niech żyją!”.
Przeżyliśmy i znów jesteśmy razem.
* * *