Maria Moriewna
SZEDŁ GRACJAN ULICĄ…
Szedł Gracjan ulicą, ładny i ciemnobrewy, a chłopaki z czołgu oglądały się za nim i każdy tylko pilnował, żeby inni nie zobaczyli, że się ogląda. W końcu zagwizdał za nim Wańka, Wańka-radiotelegrafista, co dawno już nie miał łączności.
I Gracjan podszedł, bo się bał. Chłopaki na czołgu miały karabiny.
– Powróżysz? – rzucił Wańka, a chłopaki zaszemrały zmęczonym śmiechem.
Gracjan nie wiedział, co zrobić, bo spieszył się, a chłopaki – no, miały karabiny.
– Powróżę – powiedział, ledwie się w pół chwili namyślił. – Jak mi dasz potrzymać swój… – Obejrzał sobie Wańkę-radiotelegrafistę z góry na dół. – Swój czołg.
– Dobra.
I Wańka zeskoczył z czołgu, a za nim chłopaki, niemrawo roześmiane, udające przed sobą nawzajem, że dobrze wiedzą, o co Wańce chodzi.
– Bierz – powiedział tylko Wańka. – I wróż.
Gracjan zbladł nagle – a chłopaki podrzuciły karabiny, ale strzeliły tylko oczami, bo ciemne brwi ładniej rysowały się Gracjanowi na takiej zbladłej twarzy.
– Kiedy ja nie umiem – bąknął Gracjan. – Żartowałem tylko.
– Co znaczy: żartowałem? – ryknął nagle Wańka, aż nawet swoich chłopaków popłoszył. – Wróżyć miał!
– Nie umiem! – krzyknął Gracjan, taki zdziwiony, że aż odważny. – Nie jestem pieprzoną Esmeraldą!
– Wróż, kurwa! – wrzasnął Wańka, ale zdławił się śmiechem; karabinu nie podrzucał i bardziej śmieszny był niż groźny.
– No… no dobra. – Gracjan przełknął ślinę i zbliżył się na dwa kroki. – To… daj mi potrzymać swój czołg.
Chłopaki otoczyły go ze wszystkich stron i najpierw aż zesztywniał ze strachu, ale zaraz okazało się, że to po nic; chłopaki chwyciły go pewnie i nie szarpały, i podsadziły do czołgu całkiem ostrożnie, może dlatego, że młody, a może dlatego, że ładny.
– Będą pieniądze – obiecywał im, a głos nie trząsł mu się wcale, kiedy wchodził do czołgu. – Będzie miłość po grób, a po grób to długo. I matka się ucieszy, że syn wrócił zdrów!
Chłopaki sunęły potem oczami za odjeżdżającym czołgiem. Nie widziały go już po chwili – po tej bardzo, bardzo długiej chwili, co musiała minąć, nim pojęły, jaka była puenta żartu.
A puenta była taka, że Wańka nie żartował.
* * *