Dawid Prokopowicz
SPAKOWAŁEŚ SIĘ, DIMA?
– Spakuj się na jutro, Dima.
Głos matki rozbija brzęk naczyń. Jak źle postawione przecinki w pięknym zdaniu, myśli chłopak. Jest głodny, ale matka nie pozwoli na nic przed kolacją. Zje, gdy przyjadą dziadki.
Dima ma 16 lat. Wysoki jak na swój wiek, sprawny. Dziewczyny oglądają się za nim niepowściągliwie, śmieją się oczyma ściśniętymi jak ziarna słoneczników. Jest ładny i matka powtarza mu, że da jej zdrowe i piękne wnuki. Chemia, ukraiński, przyroda, fizyka, plastyka. Luźny czwartek. Lubi czwartki, skończy, zanim na stołówce zrobią się kolejki. Zje, pójdzie na kosza na boisku nowej szkoły, wybudowanej szybko rękoma mieszkańców.
W piątek spotka się z chłopakami na placu przy bombie. Taki jest plan. Wystarczy, że zbiorą się w czwórkę, kupią tańszy bilet grupowy, pojadą do Ługańska do kina. Wrócą przed zmrokiem, wysiądą na centralnym i przy bombie, tej śmiesznie wykrzywionej pamiątce niewybuchu, zamienią ostatnie słowa przed weekendem.
– Spakowałeś się już, Dima?
Słyszy matkę. Ma wszystko. Ma podręcznik do zadań z fizyki, ma „Hiacyntowe sonce” na język, ma pastele na plastykę. Żółty i niebieski. Dziadek mówi, że tylko takie trzeba, żeby namalować nadzieję.
* * *